Z okazji upływu pełnego roku używania przeze mnie palety theBalm Nude Tude, postanowiłam napisać jej recenzję. Paletę kupiłam po długim namyśle. Rzadko droższe kosmetyki kupuję spontanicznie. To moja pierwsza tzw. lepsza paleta. Wcześniej miałam kasetki cieni no name, jakieś pojedyncze z Essence i Catrice, paletę z Make Up Academy poczwórne cienie Essence. Byłam z nich niezawodolona, więc postanowiłam zrobić czystkę i wszystko wyrzuciłam. Za paletę theBalm zapłaciłam w drogerii internetowej mniej niż 100 zł, bo miałam zniżkę. Ucieszyłam się z faktu, że tyle zaoszczędziłam w porównaniu z ceną palety w Douglasie. Od dłuższego czasu byłam zafascynowana marką theBalm. W grudniu kupiłam rozświetlacz ze zniżką. Oglądałam co się dało i podobało mi się praktycznie wszystko. Zastanawiałam się nad wyborem róży i bronzera. W końcu zdecydowałam się na samą paletę. Czy to był dobry wybór?
Odkąd zaczęłam się bardziej interesować makijażem, wolę zainwestować w kosmetyki albo kupić coś taniego i dobrego, a nie gromadzić byle czego.
Z paletą Nude Tude wiązałam ogromne nadzieje. Mam jasną karnację, blond włosy i niebieskie oczy, dlatego nie lubię mocnych makijaży. Źle w nich wyglądam. Widziałam filmy dziewczyn o podobnym typie urody jak mój i ewidentnie kamera youtuberek przekłamuje. To jest moje zdanie, mam do tego prawo, bo wydałam pieniądze na coś, z czego nie jestem zadowolona.
Uwaga :) dodaję zdjęcia, które w mojej opinii są uczciwe pod względem kolorystycznym i tego jak ta paleta wygląda podczas używania w życiu codziennym.
Tekturowe opakowanie mieści 12 cieni. Na zdjęciu z tyłu widać, że są to kolory typu "nude", ziemi i jak zwał tak zwał. Ładne, delikatne kolory- rok temu właśnie tak pomyślałam.
Wyrzuciłam pędzel, bo nie nadawał się do niczego. Wstyd, żeby dodawać do palety za ponad 100 zł pędzel jak z zestawu dla dzieci. Opakowanie niemiłosiernie się brudzi i ciężko je doczyścić. Tektura się nie zniszczyła, ale kolor zmizerniał.
Specjalnie dodaję takie zdjęcie, żeby pokazać stopień zabrudzenia. Często czyszczę pędzle i gąbkę do makijażu, ale nie chce mi się ciągle doczyszczać palety. Cienie powinny być głębiej osadzone i może warto byłoby zrezygnować z tektury. Paleta jest lekka, więc coś za coś. Obrazki w środku są zabawne, w stylu pin-up. Nie jestem wielką fanką takiej stylistyki, ale cienie kupiłam dla kolorów i jakości, więc wygląd palety mi nie przeszkadzał.
Cienie bardzo się pylą. Jasne mają średnią trwałość, mimo użycia mocnej bazy jaką jest Smashbox 24 Hour Photo Finish. Znikają w ciągu dnia, czasami zdarza mi się poprawiać makijaż, ale jeżeli jestem poza domem, to jaki w tym sens. Nie są to niezawodne cienie, dlatego niechętnie po nie sięgam.
Od góry: Sassy i Snobby.
Sassy stosuję czasami w wewnętrznym kąciku oka, ostatnio też na całą powiekę po dokładnym roztarciu, żeby go szybciej zużyć i niekiedy pod łuk brwiowy, choć nie lubię takiego efektu. Kojarzy mi się ze starszą sztuką makijażu i nie pasuje mi efekt jaki daje ten kolor.
Snobby jest żółty, czasami używam go na całą powiekę tylko z delikatnym brązem. Nie jest to mój kolor, ale chcę zużyć.
Na górze Stubborn, na dole Stand-offish.
Tak jak na zdjęciu, tak i na powiece Stubborn jest ledwo widoczny. Może posiadaczki ciemnej karnacji byłyby zadowolone. Ja jednak jestem rozczarowana. Kolor blaknie po nałożeniu, a szkoda, bo w opakowaniu prezentuje się bardzo kusząco.
Stand- offish jest świetny. Tak jak podoba mi się jego konsystencja i wykończenie, tak niestety trwałość jest bardzo znikoma.
Na górze Selfish, na dole Sultry.
Przyznam się, że dopiero niedawno przekonałam się do Sultry i Selfish. Nadają się do mojego załamania powieki. Ich trwałość jest całkiem niezła, wytrzymują prawie cały dzień. Ich kolor blaknie, nie waży się.
Od góry: Sophisticated i Seductive
Sophisticated jest dla mnie za ciemny i oko wygląda na zmęczone gdziekolwiek go umieszczę. Seductive pięknie wygląda w opakowaniu i na dłoni. Na oku już trochę mniej i też muszę dawkować jego ilość, aczkolwiek nie jest źle. Trwałość jest całkiem niezła.
Sexy (na górze), Silly (na dole).
Byłam zauroczona kolorem Sexy w opakowaniu i właśnie na dłoni, natomiast na powiece wygląda fioletowo! Jest za mocny na dzień, podobnie jak Silly. Tego drugiego prawie nie używam. Według mnie mogłoby go w ogóle nie być w palecie.
Na górze Serious, na dole Sleek. Tych dwóch kolorów używam do kresek na mokro lub sucho, czasami na linię dolnych i górnych rzęs ale tylko trochę. Nie znajdują u mnie innego zastosowania.
Podsumowując, jeżeli dla kilku cieni znajduję zastosowania tylko do malowania kreski, to paleta jest dla mnie porażką. Nie są to moje kolory, jakość jasnych cieni nie jest zadowalająca. Jeden kolor inaczej wygląda na powiece (burgund, a śliwka?!). Cienie brudzą wszystko dookoła, cena również nie jest niska. Gdybym miała cofnąć czas, kupiłabym dwie palety Zoevy. Nie są to cienie z wysokiej półki przynajmniej dla mnie.
Piszcie, czy miałyście do czynienia z Nude Tude, a może polecacie inne palety tej firmy? :)